Po pierwsze, co to żyworódka?
"Żyworódka jest skarbnicą mikro- i makroelementów, takich jak: mangan, miedź, selen, cynk, bor, glin, krzem, potas, wapń, żelazo. Ponadto zawiera dużo witaminy C. Roślina ta wykazuje działanie:
- bakterio- i wirusobójcze oraz antygrzybiczne: żyworódka szczególnie szybko niszczy bakterie ropotwórcze (gronkowce, paciorkowce);
- przeciwzapalne - hamuje proces zapalny wskutek niszczenia bakterii i rozkładu wytwarzanych przez nie toksyn. Zmniejsza także miejscowe przekrwienia i obrzęki;
- regenerujące - przyspiesza gojenie uszkodzonego naskórka, a także szybko oczyszcza ranę z ropy i zmartwiałych fragmentów tkanek. Zmniejsza także widoczność blizn;
- immunostymulujące - zwiększa ogólną odporność organizmu oraz odporność skóry na urazy."
- Źródło: KLIK
Wczoraj obcięłam kilka liści, umyłam je i włożyłam do lodówki. Dzisiaj trochę się namęczyłam żeby wycisnąć z niej sok. Jest to o wiele trudniejsze niż w przypadku aloesu. Musiałam użyć do tego tłuczek do mięsa :D Zmiażdżyłam liście i wycisnęłam z nich sok.
Nie miałam pojęcia jakie wziąć proporcje, dlatego wszystko robiłam na oko. Bardzo spodobał mi się zapach jaki ma sok z żyworódki.
Dodałam potem po łyżce Kallosa Keratin i Kallosa Color. Maska wyszła mi jednak za rzadka więc musiałam dodać jeszcze pół łyżeczki mąki ziemniaczanej.
Na zdjęciu nie widać dobrze koloru bo zlał się z miseczką ale połączenie soku z maskami dało bardzo ładny kolor.
Umyłam włosy jedynym szamponem z SLES jaki posiada moja mama i szczerze byłam zdziwiona bo jest na prawdę w porządku, ładnie pachnie i dobrze się pieni, świetnie oczyszcza. No i jest z Biedronki :D Na zdjęciu nie uchwyciłam fajnej pompki, którą posiada i która ułatwia dozowanie.
Po osuszeniu włosów ręcznikiem nałożyłam maskę na około pół godziny. Zmyłam letnią wodą i zostawiłam włosy do samodzielnego wyschnięcia. Już podczas zmywania maski czułam, że są nawilżone i śliskie. Po wyschnięciu są jednak miejscami szorstkie, ale to pewnie efekt mąki ziemniaczanej.
Pierwsze zdjęcie z balkonu, po rozczesaniu włosów, niestety nie ma słońca :(
Dobrze widać tutaj mój roczny odrost, zastanawiam się właśnie czy jak na rok czasu to dużo czy mało :)
Drugie po koczku ślimaczku, którego nie robiłam już na prawdę dłuuuugo. Zdjęcie robione już w łazience więc włosy wyglądają już inaczej. Chyba wrócę do koczka, bo nie widać po nim, że moje włosy potrzebują podcięcia.
Pozdrawiam
grey_eyes :)
Włoski wyglądają bardzo ładnie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję:)
UsuńNawet nie wiedziałam, że można tak wykorzystać żyworódkę :)
OdpowiedzUsuńTeż nie widziała :) Trochę się bałam co z tego wyjdzie no ale się udało
UsuńNie odważyłabym się na taki eksperyment. :)
OdpowiedzUsuńJak na rok to dużo! ;) U mnie właśnie mija 7 miesięcy bez farbowania ;)
OdpowiedzUsuńJa malowałam ostatnio w październiku ale tamtej kolor całkiem zlał się z moim naturalnym. Ten odrost jest sprzed roku bo malowałam na ciemny brąz, który obecnie jest wypłowiałym rudym :D
UsuńGratuluję wytrwałości w zapuszczaniu naturalek,oby tak dalej :) Co do maski to podziwiam za odwagę :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, motywuje mnie to, że kiedyś będzie z tego ombre :) A maskę na wszelki wypadek nałożyłam tylko od ucha w dół
UsuńPierwsze słyszę, ale włoski wyglądają świetnie;)
OdpowiedzUsuńpierwszy raz słyszę o tej żyworódce :P dobrze, że nie farbujesz w takich najlepiej :) :) ale masz już długie :)
OdpowiedzUsuńSłyszałam o żyworódce jako wcierce, ale nie spotkałam się z nakładaniem jej jako maski. ;]
OdpowiedzUsuńMusiałam dwa razy przeczytać tytuł bo pierwsze słyszę o tym. ;) fajnie ze znalazła cos tak oryginalnego ;)
OdpowiedzUsuńJakie piękne i gęste włosy! :)
OdpowiedzUsuńNigdy nie słyszałam o żyworódce w pielęgnacji włosów, ciekawy pomysł :D
Ja właśnie też nie dlatego postanowiłam spróbować:) I tak jak pisałam już kilka razy, są bardzo rzadkie, ale są grube i tego nie widać :D
UsuńJest pięknie :) Jakie one gęste :) Naturalnie ci się tak fajnie falują?
OdpowiedzUsuńTutaj akurat są po koczku ale zazwyczaj same, kilka godzin po wysuszeniu :)
Usuń